Jadąc na południe oczywiście nie wybrałam najprostszej drogi. Postanowiłam pojechać troszkę na około i popodziwiać jeszcze przez chwilę górskie widoki. To była świetna decyzja. Jadąc do Sa Pa najbardziej zależało mi na zobaczeniu pól ryżowych, niestety te w okolicy miasta były niezbyt spektakularne. W zasadzie w tym regionie było już po zbiorach więc wyglądały one mizernie. Na szczęście droga do Son La w pełni zrekompensowała mi to czego nie widziałam w Sa Pa. Widoki naprawdę imponujące.
W zasadzie tego dnia nie robiłam nic innego poza jazdą, zależało mi na jak najszybszym dojechaniu w jakieś cieplejsze rejony, bo udało mi się złapać grypę. Pod wieczór dojechałam do Son La. Początkowa chciałam spać w namiocie ale choroba i zimno szybko zmieniły moje plany.