Geoblog.pl    KasiaKo    Podróże    Puchacz w Azji    Jedyneczka
Zwiń mapę
2013
31
paź

Jedyneczka

 
Wietnam
Wietnam, Ðồng Hới
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9055 km
 
Opuściłam więc chatkę z bambusa i pojechałam z Denisem (bo tak Szwajcar ma na imię) drogą nr jeden na południe. Ponieważ on miał trochę szybszy motor musiałam go gonić, nadrabiałam za to zdolnościami przepychania się między ciężarówkami i wszystkim co jeździ drogą. Przez te dwa tygodnie jakieś doświadczenie zdobyłam, dla Denisa to jeszcze była nowość. Po przejechaniu 200 km tymczasowo się rozstaliśmy, bo Denis uznał, że 200 to dla niego już wystarczająco i pojechał szukać hotelu, ja natomiast pojechałam dalej, poszukać miejsca na namiot, bo do hotelu jakoś mnie nie ciągnęło. Okazało się to dość trudnym zadaniem. Ten region nie tak dawno nawiedził cyklon, którego skutki widać, no chyba, że to wszystko zawsze jest tak zalane. Wszędzie stała woda więc namiotu nie było gdzie rozłożyć. Trochę mi zajęło zanim znalazłam „dobre” miejsce. Tak akurat wyszło, że najlepszym miejscem okazał się cmentarz. Co prawda, żeby nie zakłócić spokoju innym odpoczywającym rozbiłam się troszkę z boku. Nie brzmi to może jak wymarzone miejsce na namiot (ja tam zawsze chciałam spróbować) ale to było jedyna niezamieszkana, sucha przestrzeń w granicach wielu kilometrów. Jak rozkładałam namiot okazało się, że nie jestem jedyną żywą istotą na tym terenie, mieszkało tam jeszcze kilka niedożywionych szczurów, które na szczęście na mój widok szybko się oddaliły.
Muszę powiedzieć, że spało się świetnie! Pewnie byłoby gorzej gdybym odkryła wieczorem to co znalazłam rano. Okazało się, że nie tylko szczury bywały na tym cmentarzu, upodobali go sobie także lokalni ćpuni. Chodząc sobie rano i patrząc ilu Nguyenów jest tu pochowanych znalazłam kupkę strzykawek porzuconych pod murkiem. Na szczęście w nocy nikt tam nie przyszedł, albo przynajmniej mną się nie zainteresował.
Z miejsca w którym spałam do mojego następnego celu było tylko 130 km więc szybko udało mi się to pokonać. W Dong Hoi znalazłam tani hotel i planowałam pojechać do pobliskiego parku narodowego zobaczyć jaskinie. Niestety okazało się ceny są wysokie, za wysokie jak dla mnie, może i warto, ale ja chyba wolę za te pieniądze jeść tutaj przez następne dwa tygodnie :) W związku z tym poszłam na bazar szukać obiadu. Część rybna bazaru była chyba najciekawsza. Większość ryb nawet nie wiem jak się nazywała, ale niektóre z nich miały nawet metr długości. Można też było kupić węże, jakieś spokrewnione z nimi, które umiały pływać, żaby, żywe ośmiornice i suszone też. Cały czas ktoś chciał mi sprzedać mi kraba, no ale co ja bym z nim miała zrobić, wypuścić? Na koniec porozmawiałam sobie z panem sprzedającym kokosy, który okazał się władać nie najgorszą mieszanką rosyjskiego z wietnamskim. Dało się zrozumieć, tak połowę powiedzmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 21 wpisów21 1 komentarz1 45 zdjęć45 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
14.10.2013 - 23.11.2013